Świadectwa o Ojcu Honoriuszu

I stworzył nam dom

"...od księdza wymaga się,
żeby był oratorem na ambonie,
wokalistą przy ołtarzu,
psychologiem w konfesjonale,
pedagogiem w salce katechetycznej
- a może on ma być tylko pasterzem!
Dobrym Pasterzem,
który daje życie za owce swoje".


        Tak pisał Ojciec Honoriusz Kowalczyk w swoim notatniku w 1976 roku, a siedem lat później dane nam było odkrywać głęboki tego sens. Znaleźliśmy ten zapis już po jego śmierci. Rok później cenzura wycięła w "W drodze" ostatni wers cytowanej wyżej refleksji Ojca Honoriusza.
        Wypadek samochodowy (jeśli to był wypadek) miał miejsce 17 kwietnia 1983 roku tuż za przejazdem kolejowym w Wydartowie. Śmierć przyszła 8 maja w szpitalu przy Lutyckiej (w Poznaniu). Okoliczności wypadku pozostały do dziś niejasne. Czas walki o życie Ojca, jego śmierć i pogrzeb - stały się dla naszego miasta wydarzeniami historycznymi. 12 maja kościół dominikański nie pomieścił tych wszystkich, którzy chcieli wziąć udział we mszy pogrzebowej. Długa, milcząca procesja na cmentarz była manifestacją prawdy, że żegnaliśmy człowieka, którego wielu kochało.
        Kim był Ojciec Honoriusz i jak to się stało, że pozostał w historii, sercu i legendzie Poznania? Temu miastu oddał prawie wszystkie lata kapłaństwa i połowę swojego życia. Od roku 1974 był duszpasterzem akademickim. Swoją formułę duszpasterstwa zamykał lapidarnym DAdom. I stworzył nam dom. To podkreślają wszyscy, którzy w tych latach uczestniczyli w życiu duszpasterstwa akademickiego. On musiał być i ojcem, i bratem, i przyjacielem. W betonowej beznadziei lat siedemdziesiątych ostrzegał nas przed "walcem, który wyrównuje wszystko", różnymi metodami pokazywał zdrowe tradycje polskiego patriotyzmu, budził potrzebę wysiłku dla świadomego kształtowania własnego charakteru i intelektu, abyśmy we właściwym stopniu mogli podejmować odpowiedzialność za siebie, za rodzinę, życie społeczne i narodowe. Miał ten genialny instynkt wychowawcy, który wyzwala entuzjazm i twórczość, a także bunt; umiał stawiać poprzeczkę wysoko, ale swoją przyjaźnią i zainteresowaniem pomagał w jej pokonaniu. Był przy studentach w różnych okolicznościach, a zwłaszcza w czasie strajków i aresztowań; dodawał otuchy, ostrzegał, ukazywał moralny wymiar oporu. Umiał karcić i umiał być dumny z wychowanków, a nawet szczęśliwy z powodu ich zachowań lub osiągnięć. Jego słowa powodowały, że ludzie wiele potrafili zrobić i wytrzymać; odnajdowali skrzydła.

Stanisława Borowczyk - Prezes Zarządu Fundacji im. Ojca Honoriusza