Świadectwa o Ojcu Honoriuszu

Żadnych paktów z diabelstwem

        Był potężną osobowością, człowiekiem do głębi prawym, pełnym radości życia, bezkompromisowym. Jestem przekonana, że każdy, kto się z nim zetknął, czuł, że ten człowiek jest opoką. Toteż każdy biegł do niego z każdym swoim zmartwieniem.
        Nazajutrz po ogłoszeniu stanu wojennego pobiegłam i ja. Z tej ważnej rozmowy zapamiętałam jego nieugiętą wiarę w ostateczne zwycięstwo i zdanie: "żadnych paktów z diabelstwem!" Oraz: "nie martw się, oni przeminą jak śnieg na wiosnę".
        Pierwsze Boże Narodzenie w stanie wojennym było ponure. Honoriusz zlecił komuś wykonanie szopki i choć ludzie przychodzili do niej i płakali - on nie był zadowolony. Pamiętam jak palnął się w czoło na widok Bolka i zawołał: "Dlaczego to nie ty robiłeś?!" - i następną szopkę wojenną robił już mój mąż. Pamiętam, jak zadzwonił do Honoriusza, że makieta gotowa i jak się Honoriusz entuzjazmował na widok projektu. Była to ta "Czarna szopka" z zamalowanymi napisami na ścianach i z hasłem: "moc truchleje" wypisanym pod portretem Matki Boskiej o czarnej twarzy, z wyraźnymi pręgami blizn na policzku, z biało czerwoną opaską na ramieniu.
        Odtąd Bolek robił każdą następną szopkę i każdy kolejny grób na Wielkanoc, aż do tego pamiętnego, w roku 1983. Projekt się składał z wielkiej płachty z napisem "ZMARTWYCHWSTANIE" - wykonanym "solidarycą" i z pięćdziesięciu kilku krzyży - tylu, ile było ofiar stanu wojennego. Nad wszystkim wznosił się wielki czarny krzyż, a pod nim - rozsunięte czarne płyty z bijącym spomiędzy nich światłem. W jego centralnym punkcie było podwyższenie, na którym stać miała monstrancja ze skierowaną na nią smugą światła. (...)
        Było dla nas wstrząsającym przeżyciem - zobaczyć wkrótce potem trumnę z Jego zwłokami wśród tych czarnych krzyży, pod napisem "Zmartwychwstanie". Niezależnie od wszystkiego, do dziś jesteśmy przekonani, że Ojciec Honoriusz był jeszcze jedną ofiarą stanu wojennego.
        Zostawił po sobie lukę, miejsce nie do zapełnienia. Był tak niepowtarzalną osobowością! Nasze dzieci tęsknią za nim do dziś. Emilka, wówczas dwuletnia, przepadała za nim, mówiła do niego "hololo" i czasem nawet podczas mszy św. wznosiła na jego widok radosne okrzyki. Nasz najmłodszy syn, urodzony w roku 1985, nosi imię Honoriusza.
        Wspomnienie Jego bezkompromisowości wspomagało mnie wielokrotnie w ciężkich chwilach. Był jednym z tych ludzi, którzy nie ugną się nigdy. Można ich tylko złamać - ale jeden, jedyny raz.

Małgorzata Musierowicz - pisarka